Jarosław Klimentowski Jarosław Klimentowski
2395
BLOG

Jeszcze raz o bankach i frankach

Jarosław Klimentowski Jarosław Klimentowski Gospodarka Obserwuj notkę 1

Jak czytam komentarze w temacie frankowiczów, to krew mnie zalewa. Dyletanctwo większości komentatorów po prostu poraża. Ta notka nie będzie o tym czy frankowiczom trzeba pomóc czy nie. Chcę rozprawić się z jednym mitem, a mianowicie tym, który mówi, iż banki na umocnieniu franka zyskały. 

Najpierw meritum. Frank po 2 złote. Kredyt na 100 tysięcy złotych nominowany we frankach oznacza wzięcie kredytu na 50 tysięcy franków. Jeśli frank kosztuje 4 złote, to do spłacenia jest 200 tysięcy złotych. Jeśli frank kosztuje 1 złoty, to do spłacenia jest 50 tysięcy złotych. To jest proste. Pytanie - kto zarabia/traci na zmianie wartości tego kredytu?

Popularny komentarz - skoro bank dał 100 tysięcy złotych kredytu, a teraz odzyska 200 tysięcy, to jest 100 tysięcy na czysto, nawet nie licząc marży. Prawda to czy fałsz? Oczywisty fałsz. Dlaczego?

Odpowiedź jest banalna. Gdyby ktoś mógł przewidzieć ze stuprocentową pewnością wzrost kursu franka, to do czego potrzebny mu jest bank? Po co mu te wszystkie budynki, pracownicy, problemy z nadzorem i tak dalej? Po co mu ci kredytobiorcy, którzy będą mieli problemy ze spłaceniem kredytów? Zwyczajnie sprzedajemy cały ten bank i kupujemy franki po 2 zł. Bierzemy nawet na to kredyt w złotówkach w innym banku. Gdy frank umocni się do 4 zł sprzedajemy wszystko i jesteśmy na czysto. To się nazywa spekulacja. Można zyskać, ale można stracić. Taka jest jej natura.

Bank nie jest instytucją, która spekuluje. Rolą banku, tak jak i każdego normalnego przedsiębiorstwa np. fabryki, sklepu, stoczni itp., jest spokojny, długoterminowy zysk, przy minimalnym ryzyku. Bank zarabia na marży, a więc odsetkach od kredytu. Bank zwyczajnie odbiera więcej, niż dał na początku, nawet po uwzględnieniu inflacji. Różnica to jego zysk. Poza tym żaden nadzór finansowy nie pozwoliłby bankom spekulować.

W jaki sposób bank broni się przed owym potencjalnym zyskiem/stratą na wahaniach kursowych? Zwyczajnie zabezpiecza pozycję. Bank udzielając kredytu we frankach, otwiera tzw. długą pozycję na franku. Aby zabezpieczyć się od wahań kursowych, bank powinien otworzyć równoważną pozycję krótką na rynku walutowym. W ten sposób potencjalna strata na kredycie przy osłabieniu franka będzie zniwelowana zyskiem na pozycji krótkiej, ale także potencjalny zysk na kredycie spowodowany umocnieniem franka, będzie zniwelowany przez stratę na zabezpieczającej pozycji krótkiej. W ten sposób bank z wahań kursowych jest na zero, a zysk ma zagwarantowany marżą.

Po co więc banki udzielały kredytów we frankach, skoro to w sumie dla nich to samo? Ano dlatego, że zdolność kredytowa kredytobiorców we franku była wyższa. Zakładając taką samą marżę, bank mógł udzielić większego kredytu, oczekując więc wyższych zysków z odsetek. Proste?

Dlaczego zdolność kredytowa we franku była większa? Z powodu niższego oprocentowania. Nie wchodząc w dokładne wyliczenia. Powiedzmy, że bierzemy kredyt na 100 tyś. złotych na 30 lat, załóżmy marżę 2%, a inflację na poziomie 8%. Kredyt kosztuje więc nas 10% rocznie. Te 10% od 100 tyś., to 10 tyś, na rok, czyli niezały tysiąc złotych odsetek miesięcznie (załóżmy, że rok ma 10 miesięcy). Spłacając np. 3000, spłacamy 2000 kredytu i 1000 z odsetek (w tym 200zł to czysty zysk banku). Jednak w walucie, gdzie inflacja wynosi np. 3%, a więc oprocentowanie po marży 5%, spłacamy tylko niecałe 500 zł miesięcznie odsetek (gdzie 200 zł to nadal czysty zysk banku), a więc ratę mamy nie 3000, lecz 2500. Skoro jednak mamy zdolność kredytową dla raty 3000, to możemy we frankach wziąć kredyt na większą sumę. Biorąc kredyt na większą sumę, płacimy wyższe odsetki przy tej samej marży, a więc bank więcej zarabia. I tylko o to chodzi.

Bankowi nie robi różnicy czy frank rośnie czy spada, bankowi zależy tylko na tym, aby udzielić jak największego kredytu. Niestety jest jeden haczyk. Kredyt musi być zabezpieczony. Gdyby kredytobiorca go nie spłacał, bank musi mieć możliwość wejścia na zabezpieczenie, sprzedania go na rynku i odzyskania pożyczonych pieniędzy. Gdy jednak frank się umacnia, wartość kredytu rośnie, a wartość zabezpieczenia pozostaje stała. W tym momencie bank traci możliwość odzyskania całości kredytu, a więc traci ogromne pieniądze. Ponieważ bank pożycza pieniądze m.in. deponowane przez zwykłych ludzi w formie np. lokat, może się okazać, że depozyty te nie mają pokrycia. Nagle bank nie ma z czego spłacić lokaty, co teoretycznie może prowadzić do bankructwa takiego banku.

Dlatego wzrost kursu franka jest dla banków sytuacją skrajnie niekorzystną i widać to też po spadkach kursów ich akcji.

Skoro na umoceniu franka tracą i kredytobiorcy i banki to kto zarabia? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam jako proste ćwiczenie dla czytelnika.

Ikarus, MAN, Jelcz i Solaris

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka