Jarosław Klimentowski Jarosław Klimentowski
842
BLOG

60 lat "Zakazanej Planety"

Jarosław Klimentowski Jarosław Klimentowski Kultura Obserwuj notkę 10

Ponieważ minęło już 60 lat od jego produkcji, warto chyba przypomnieć, szczególnie młodszym widzom ten film, który śmiało można by umieścić w czołówce najlepszych filmów science fiction w historii kina. Przypomnijmy tylko, że lata 50-te w amerykańskim science fiction, to okres B-klasowych pseudohorrorów, straszących głównie marną scenografią i tanimi kostiumami. Aż dziw bierze, że w tych czasach powstał film wręcz wybitny, który nie tylko zdefiniował gatunek, ale stał się bezpośrednią inspiracją dla chociażby takich klasyków jak "Star Trek", które to chyba nigdy mu jednak nie dorównały.

Co legło u podstaw takiego sukcesu? Czynników jest na pewno wiele. Znakomity scenariusz, oparty na Shakspearowskiej powieści "Burza". Świetna gra aktorska. Znakomite, jak na owe czasy, efekty specjalne. Ale poza tym wszystkim film po prostu wciąga i wciska w fotel. Narracja jest poprowadzona znakomicie, a cała historia jest ciekawa i zupełnie niebanalna.

Film opowiada o historii misji ratunkowej, która po dwóch dekadach dociera na tytułową zakazaną planetę, aby odnaleźć zaginioną załogę poprzedniej wyprawy. Na miejscu znajdują tylko dwójkę ocalałych, doktora Morbiusa oraz jego córkę. Nie chcąc psuć przyjemności z oglądania filmu tym, którzy go jeszcze nie widzieli, nie będę zagłębiał się w szczegóły opowieści. Powiem tylko, że próba odkrycia co doprowadziło do zagłady niemalże całej załogi pierwotnej misji szybko przeradza się w wyścig z czasem, aby nie podzielić ich losu. Film jest znakomity, gdyż przedstawioną historię można interpretować na bardzo wielu poziomach i zmierzyć trzeba się z różnymi fundamentalnymi problemami. Czy technologia tworzona po to, aby uczynić nasze życie lepszym, może się odwrócić przeciwko nam? Czy dostając do rąk niemalże boskie możliwości, wykorzystamy je w dobrym celu, czy może górę wezmą nasze zwierzęce instynkty? Tłem do tych wszystkich wydarzeń jest historia potężnej i mądrej cywilizacji pozaziemskiej, która przed setkami tysiący lat wyginęła. Ówcześni widzowie musieli interpretować to w kontekście narastającego zagrożenia wojną nuklearną, choć ten wątek nigdy w filmie bezpośrednio nie był poruszany. Zupełnie innym aspektem, który pojawia się w filmie, to prawa etyki w robotyce, przeniesione wprost od Asimowa. Znów trzeba pamiętać, że w latach pięćdziesiątych wydawało się, że roboty wkrótce powszechnie zastąpią nas w codziennych czynnościach i problemy te nie tylko zaprzątały głowy zwykłych ludzi, ale i naukowców. Takich smaczków jest oczywiście znacznie więcej.

Osobny akapit poświęcić trzeba efektom specjalnym. W historii kina były takie filmy, które wyprzedzały swoje czasy o wiele lat i które to nie zestarzały się do dzisiaj. Takim filmem bez wątpienia była 2001: Odyseja Kosmiczna (rok 1968), która nawet dzisiaj zachwyca efektownymi statkami kosmicznymi ich wnętrzami, czy spacerami w próżni. Jeszcze chyba lepszy efekt uzyskano w Gwiezdnych Wojnach: Nowej Nadziei (1977). Erę efektów komputerowych firmują takie filmy jak Terminator 2 (1991), czy Park Jurajski (1993). Efekty specjalne w tych dwóch ostatnich filmach nie tylko nie zestarzały się do dzisiaj, ale co ciekawe wyglądają one znacznie lepiej, niż wiele efektów tworzonych na znacznie bardziej zaawansowanych komputerach w ostatnich latach. Jak pod tym kątem prezentuje się Zakazana Planeta? No cóż nie zapominajmy, że film ten kręcony był w czasach, gdy kolory były w kinie czymś nowym. Trochę razić może fakt, że niektóre sceny ewidentnie kręcone były w studiu, a cała scenografia planety aż po horyzont była zwyczajnie namalowana na ścianie. Mimo wszystko odrzucając tego typu uprzedzenia i patrząc na film z niewielkim przymróżeniem oka, trzeba przyznać, że efekty są bardzo dobre. Producenci w umiejętny sposób potrafili np. wpleść żywych aktorów w całe ręcznie namalowane kadry. Do niektórych scen specjalnie zatrudniono doświadczonych animatorów ze studia Disneya i trzeba przyznać, że wykonali oni dobrą i przekonywującą robotę. Osobną sprawą o której warto wspomnieć jest fakt, że film ten jest całkowicie pozbawiony muzyki. Zastępują ją elektroniczne efekty dźwiękowe, rzecz niewyobrażalna w tym czasie. Aby je stworzyć ich autorzy musieli zbudować odpowiednie układy elektroniczne własnego pomysłu.

Zakazaną Planetę warto też obejrzeć dla samej znakomitej gry aktorskiej. Trzeba wspomnieć, że jedną z głównych ról odgrywa młody Leslie Nielsen, znany na pewno wszystkim z takich późniejszych produkcji jak "Czy leci z nami pilot", oraz "Naga broń". Swoją rolę nieco szalonego naukowca wprost genialnie zagrał Walter Pidgeon, aktor starszego, jeszcze przedwojennego pokolenia. Warta odnotowania jest też kreacja Anny Francis, przez niektórych uznana za zbyt śmiałą jak na te czasy, a film z tego powodu był zakazany w Hiszpanii, aż do 1967 roku. To też mówi trochę o czasach w których był kręcony. Dialogi są znakomite, wprost teatralne i mocno wpadają w pamięć. Dlatego znający język angielski powinni obejrzeć ten film w oryginale.

60 lat "Zakazanej Planety"

Podsumowując - Zakazana Planeta to film ponadczasowy, świetnie zrealizowany, który przez te 60 lat zestarzał się naprawdę w niewielkim stopniu, mimo to chyba nieco niedoceniany i zapomniany. Wstydem jest nie znać takiego klasyka szczególnie, jeśli ktoś interesuje się gantukiem science-fiction. Czy więc jesteśmy gotowi zmierzyć się z potworem, który czyha w naszej podświadomości?

Ikarus, MAN, Jelcz i Solaris

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura